Odwlekanie w nieskończoność, przekładanie na kiedy indziej, wynajdowanie tysiąca wiarygodnych wymówek dla samego/ samej siebie, byle by tylko nic nie zmieniać. Nic nie zaczynać. Nic nie kończyć. Nic nie robić.
Co robić, by mimo takiego wewnętrznego sabotażu dążyć do realizacji swoich marzeń? Jak wytrwale stawiać krok za krokiem na drodze do celu. Na drodze, która wcale nie jest usłana różami.
Nie znam nikogo kto nie przeżywałby częściej, lub rzadziej takich drobnych kryzysów. Chwil zwątpienia i niechęci. A także nie łapałby zwyczajnego lenia, który zachęca go do robienia wszystkiego innego niż to co powinien zrobić.Jeśli ktoś zna taką osobę skontaktujcie mnie z nią, proszę. Z przyjemnością przeprowadzę z nią wywiad, który następnie opublikuję na tym blogu. By dzielić się inspiracjami tak niezwykłej osoby.
Poniżej lista moich najczęstszych odciągaczy (od np. pisania nowej notki)
- otwieranie firefoxa, gdy wystarcza mi zwykły dokument tekstowy
- otwieranie kilku stron internetowych
- otwieranie facebooka
- telefony i komunikatory
- rzeczy do zrobienia natychmiast
- koty <3
Poza tymi zewnętrznymi "odciągaczami" i odwracaczami uwagi są też te wewnętrzne. W postaci myśli takich jak:
- podobny temat już był
- nie można czytelników zanudzać tym samym tematem, nawet jeśli jest on potraktowany w nowy sposób
- który z tylu pomysłów na notkę wybrać?
- jak w tą treść włożyć te "magiczne" słowa klucze?
Mimo całej tej listy "przeciwności losu" i "intelektualnych zagwozdek" udaje mi się, lepiej, bądź gorzej realizować jedno z postanowień z Mapy Marzeń na ten rok. Dotyczyło ono mojego bloga i regularnych wpisów. W lutym opublikowałam 9 notek co daje średnio (w zaokrągleniu) jedną notkę na trzy dni :).
Zauważyłam, że większość z Was, moi komentatorzy, jest blogowiczami z dużo dłuższym, od mojego stażem. Dlatego mój case study z regularnego zamieszczania notek zmienię na bardziej ogólne, podążania raz wytyczoną ścieżką zgodnie z planem. Planem, który zwykle składa się z realizowania małych i jeszcze mniejszych celów.
Kiedy do głosu doszły już wszystkie "demony" chcące zwieść na manowce warto:
zapytać siebie, czego one tak naprawdę chcą?
i
zweryfikować aktualną atrakcyjność celu
i
zweryfikować aktualną atrakcyjność celu
Jeśli okaże się, że cel jest nadal niesamowicie atrakcyjny, a demony mają po prostu zadanie demotywować i spowodować porażkę....
Pomyśl o nagrodzie jaka Cię czeka w postaci realizacji twojego marzenia
Zmniejsz zadania na ten dzień i zobacz, czy ta nowa, okrojona forma, nie wzbudza już takiego wewnętrznego sprzeciwu.
Popraw swój nastrój. W ten sposób wykonanie zadania stanie się przyjemniejsze.
!UWAGA! Wersja dla altruistów!
Wyobraź sobie, że robisz to dla kogoś. Realizując swój cel przyczyniasz się do ogólnego światowego dobrostanu lub wyświadczasz przysługę komuś bliskiemu
Czasami tez warto zrobić sobie "dzień wakacji" od realizacji celu. Nie oznacza to, że jeśli np twoim celem jest schudnąć 5 kg to w dniu wakacji możesz zrezygnować ze zdrowego jedzenia na rzecz pięciu hamburgerów! Możesz natomiast dać sobie jakiś miły prezent.
Dzień wakacji nie musi być zawsze równoznaczny z 24 godzinami nieróbstwa. Czasami wystarczy już sama świadomość pozwolenia sobie na relaks i "opróżnienia" umysłu z natłoku myśli, by przywrócić chęć działania.
Jakie są wasze sposoby na lenia?
Zapraszam do wzbogacania mojej listy :)
Mnie z kolei bardzo się podoba u Ciebie PLAN. Masz plan, analizujesz i dochodzisz do sedna.
OdpowiedzUsuńPrawie jak wypracowanie z języka polskiego (musiałaś być dobra w te "klocki" ;) ).
W każdym razie życzę Ci mnóstwa osiągnięć z pisania w blogosferze.
Masz niezwykły potencjał :)
Sposób na lenia?
Nie ma takiego. Chyba, że....czas. On jest batem na moje rozleniwienie ;)
Dziękuję za miłe słowa. Jestem jedną z tych osób, które komplementy uskrzydlają. ---> głaszczcie mnie więcej :D
UsuńPresja czasu jest doskonale znanym mi "motywatorem" do szybkiego i efektywnego działań, chociaż nie lubię nic robić będąc zmuszana do czegoś. Wielokrotnie już zastanawiałam się jak to jest, że mimo tego, że nie lubię działaś pod presją czasu to świadomie doprowadzam do takich sytuacji.
Pracuję nad tym świadomie każdego dnia, z różnymi skutkami. Nie poddaję się na razie!
Kiedyś marnowałem strasznie dużo czasu. Np. na spanie, leżenie na łóżku, oglądanie tv, granie na kompie itd.
OdpowiedzUsuńAle od ponad roku wziąłem się za siebie. Zacząłem pisać blog, chodzić na basen, intensywniej szukacz lepszej pracy itd.
Jaki jest mój sposób na lenistwo. Myślę, że kiedyś umrę, i to motywuję mnie do działania.
Pozdrawiam:)
Przyznam, że myśl i tak kiedyś umrzemy na mnie wpływałaby raczej demotywująco, bo skoro i tak umrę i to jeszcze nie wiem kiedy to po co mam cokolwiek robić / planować.
UsuńJak mówi włoskie przysłowe: Il mondo e bello perch'e vario - świet jest piękny, bo różny. Dlatego cieszę się, że podzieliłeś się swoją optyką i motywacją do działania. Gratuluję też mocnego postanowienia zmiany i wdrażania go w życie. Trzymam kciuki:)
Podoba mi się komentarz Maksa - "myślę, że kiedyś umrę i to motywuje mnie do działania". Świetne i właściwie nie da się cokolwiek więcej napisać.
OdpowiedzUsuńJa bym chyba nie używał słów "lenistwo" i "wewnętrzny sabotaż", bo one obniżają naszą wiarę w siebie. A często czegoś nie robimy, ponieważ boimy się, że jesteśmy kiepscy, zbyt słabi, głupi, itp. Może lepiej zastanowić się co sprawia, że ten sabotaż jest? Może cel jest nieprecyzyjny, a może za mało atrakcyjny, albo nie nasz, a narzucony przez społeczne konwenanse? A może jest teraz czas na "wakacje" :-)
Ja też planuję i często za dużo planuję, wtedy organizm się buntuje. Najlepiej pracuję, kiedy czuję, że to co robię jest zgodne ze mną :-)
Biorąc pod uwagę obserwacje mojej osoby czasami faktycznie czegoś nie robię, bo nie jest w zgodzie ze mną, czasami też odwlekam ze względu na lenistwo. Nie zawsze wszystko musi mieć drugie, bardzo głębokie dno.
UsuńNapisałeś, że pracujesz najlepiej, gdy to co robisz jest w zgodzie z Tobą, a co w przypadku, gdy tak nie jest?
Wtedy pracuję źle i odkładam :-). A tak poważnie - jeżeli muszę coś zrobić, a nie mogę się zebrać, to wtedy ustawiam jako pierwsze zadanie danego dnia o godzinie, kiedy najlepiej mi się pracuje. Druga możliwość, to wybieram jakąś mała i prostą część zadania (np. znalezienie telefonu, napisanie tylko tez artykułu, itp.), przeważnie po tym ruszam z miejsca.
UsuńJa akurat należę do osób, które mają raczej problem z umiejętnością odpuszczenia sobie, gdy trzeba odpocząć. Tak bardzo pragnę realizacji swoich celów, że nie potrafię ich odkładać na później. Nawet w te gorsze dni, gdy brakuje mi energii i pozytywnego podejścia, biorę się za najbliższe zadanie i je realizuję. Żal mi po prostu zmarnowanego dnia - bo taki by on był, gdybym nie zrobiła tego, co jest dla mnie tak ważne.
OdpowiedzUsuńCzasem jednak warto odpocząć, bo w innym wypadku organizm sam się zbuntuje. Dlatego moim zdaniem w taki "gorszy dzień" warto dać sobie trochę luzu, by kolejnego dnia zatęsknić i wrócić do swoich zajęć z podwójną dawką energii :)
Zgadzam się z Tobą, że są takie dni, kiedy naprawdę potrzebujemy o siebie zadbać i wrzucić na luz, żeby nazajutrz ruszyć z pełną parą!
Usuńja to sobie wynajduję sto tysięcy innych rzeczy byleby tylko usprawiedliwić swoje lenistwo ;p
OdpowiedzUsuńZnam to, znam :) Czasami też sobie tak pozwalam -- świadomie :D
UsuńWalczę z tymi wszystkimi odciągaczami na co dzień ;) ale staram się nie robić sobie wyrzutów za dnie nieróbstwa, to też daje energię do nowego działania, o ile nie wykorzystujemy tego za często ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Megi (megisplace.blogspot.com)
Bo, co za dużo to za dużo :) Choć niektórzy twierdzą, że od przybytku głowa nie boli, to sama jestem zwolenniczką umiaru i złotego środka.
UsuńU mnie najczęściej powodem takiego "lenia" jest zmęczenie i przepracowanie. Wtedy po prostu muszę odpocząć i wszystko wraca do normy.
OdpowiedzUsuńOdpoczynek to zadbanie o siebie, więc nigdy przenigdy nie może on być powodem wyrzutów sumienia! Poza tym, gdy podejmujesz jakąś "pracę" wypoczęta wykonujesz ją lepiej i szybciej. W związku z czym relaks jest istotną częścią każdej pracy :).
UsuńPodobno im więcej ma się zajęć, tym bardziej się człowiek motywuje i sprawniej je wszystkie wykonuje. A jak ma dużo czasu, to jest bardziej rozleniwiony. Ja mam tak, że jak wstanę i czuję, że tego dnia nic mi się nie chce, to muszę przeczekać, następnego dnia wstaję i od rana robię wszystko chętnie - czyli muszę trafić na dzień. No chyba, że już coś MUSZĘ zrobić, to staram się sobie przetłumaczyć, że jak to zrobię, to będę zadowolona z siebie ;] że odpocznę i że porobię coś fajnego, coś, co lubię ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Pisz jak najwięcej! ;)
Faktycznie im większa ilość zajęć tym efektywniejsze planowanie i wykorzystanie czasu. Niesie to ze sobą pewne niebezpieczeństwa. Ja gdy kilka lat temu miałam bardzo wiele na głowie bardzo zaniedbałam swoje ciało m.in przez nieregularne jedzenie, albo rezygnowanie z posiłków na rzecz pracy. Jak łatwo się domyślić wpłynęło to bardzo negatywnie na mój stan zdrowia i wagę.Mimo, że minęło już sporo czasu nadal odczuwam konsekwencje tego przepracowania i zaniedbania siebie.
UsuńWszystko jest kwestią priorytetów. Ja już wiem, że tym najważniejszym powinnam być dla siebie ja sama, a nie coś zewnętrznego.
Dziękuję za kolejne piórko do moich skrzydeł blogerki :)
UsuńMój czas przez długi okres uciekał, a zanim się obejrzałam było za późno, żeby coś zrobić :) Przekładanie czegoś na później zazwyczaj wiązało się z niezrobieniem tego nigdy :)
OdpowiedzUsuńAlbo robieniem z mniejszym entuzjazmem, tak jak to bywa w moim przypadku. Odkładanie na jutro w wielu przypadkach jest naprawdę "zdradliwe", dlatego teoretycznie lepiej tego nie robić, niestety nie zawsze ta wiedza idzie w parze z teorią.
UsuńNie jestem chyba zbyt pracowita, uwielbiam ten czas, kiedy mogę się relaksować oglądając ciekawy program, z filiżanką kawy i pysznym ciastkiem obok. Przełomowym momentem było dla mnie odkrycie, że jestem leniuchem. Nazwanie sprawy po imieniu spowodowało, że się "ogarnęłam" i zaczęłam prowadzić terminarze z listą spraw do wykonania, które punkt po punkcie skreślać. Staram się nie planować zbyt wiele spraw na dany dzień - 3 punkty to max! Bo prawdziwej natury się nie oszuka :)
OdpowiedzUsuńZ prawdziwą naturą nie da się wygrać, można starać się ją tylko "przechytrzyć" lub dostosować do ogólnie przyjętych kryteriów, tak by zbytnio nie odstawała od społecznych norm :). Też kiedyś miałam taki terminarz u mnie skutkowało to wykonaniem 10 innych od tych trzech zapisanych rzeczy, dlatego postanowiłam zrezygnować z tej formy planowania.
Usuń