30 stycznia 2014

Wiem co i kiedy jem - czyli co zyskujesz kupując i konsumując świadomie,

Coraz więcej ludzi zaczyna przywiązywać wagę do tego co konsumuje.
Często produkty eko, lub bio, mimo wyższej ceny zwracają uwagę i przyciągają osoby pragnące odżywiać się w sposób bardziej naturalny. Unikać nawozów sztucznych, polepszaczy, barwników itp itd.
Nie jestem dietetykiem, więc nie będę pisać o długotrwałych skutkach dostarczania swojemu organizmowi tego typu substancji. 
Tą notką chcę zacząć cykl trzech tekstów, które zostaną opublikowane na przestrzeni najbliższego tygodnia. Będą one dotyczyły wpływu świadomości na jakość spożywanych przez nas posiłków oraz na nasze finanse.

Zaczynam od świadomych zakupów.
Opisana historia przydarzyła mi się w ubiegłym tygodniu i zainspirowała mnie do napisania tej notki. Mimo śniegu za oknem przez kilka dni miałam niesamowitą ochotę na zjedzenie papryki. Wiadomo, że w zimie w Polsce papryki nie rosną, tym bardziej, ze temperatura spada mocno poniżej zera. Mimo to, zupełnie bezwiednie postanowiłam spełnić swoją zachciankę.
W sklepie wybrałam średniej wielkości czerwoną paprykę ze lśniącą skórką. Następnego dnia po uprzednim umyciu i obraniu warzywa zaczęłam je zajadać ze smakiem. W pierwszej chwili poczułam jakiś dziwny smak i nie zbyt paprykowy zapach, ale całkowicie poddana mojej ochocie na paprykę  zignorowałam te niepokojące sygnały.
Mój mózg udał, że nic się nie dzieje. Mój brzuch nie dał się jednak oszukać. Już po kilkudziesięciu minutach dosłownie wiłam się, w szponach tak niesamowicie silnego bólu, że teraz gdy to piszę przychodzi on do mnie w bardzo wyraźnym wspomnieniu.
Męczyłam się tak przez 6 godzin, żadne krople, zioła, nawet chemiczne lekarstwa nie pomagały. Musiałam odwołać wszystkie sesje i spotkania, bo nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. 

Co spowodowało, że zmarnowałam jeden dzień swojego życia?

Czy winę za całe zajście ponosi sklep, który sprowadził i sprzedaje chemicznie nawożone produkty?

Czy winę ponosi rolnik, który nie wiadomo czym pryska swoje warzywa?

Łatwo byłoby obciążyć winą wszystkie powyższe czynnik i wybielić się przed sobą i przed światem. Nie zrobię tego jednak, bo wiem doskonale, że te czynnik nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za stan mojego żołądka .
Gdybym świadomie podeszła do zakupów nie kupiłabym papryki w styczniu.
Gdybym posłuchała głosu swoich zmysłów: smaku i zapachu, nie zjadłabym ani kawałka sztucznie wyhodowanego warzywa.
Gdybym świadomie i rozsądnie podeszła do tematu mojej zachcianki uniknęłabym tego wszystkiego.
Czy Ty zawsze świadomie dokonujesz wyborów?
Czy słuchasz, tego co mówi twoje ciało?
Czy może zdarza Ci się robić coś bezwiednie, z przyzwyczajenia?

Podziel się swoimi doświadczeniami!

8 komentarzy:

  1. Paprykę możesz powąchać, marchew też, ale na innych produktach bezwzględnie należy czytać etykiety. I jeszcze wiedzieć, co z tej gmatwaniny nazw jest szkodliwe...
    Jestem bardzo ciekaw kolejnych części cyklu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety bez wnikliwej wiedzy na temat produkcji, bo obecnie trzeba to już nazwać produkcją, warzyw sama znajomość symboliki etykietowej nie wystarczy.

      Dzięki, kolejny wpis już dzisiaj --- zapraszam!

      Usuń
  2. Ja staram sie jeść jak najwięcej zieleniny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od ponad 10 lat nie jem mięsa i taka sytuacja mnie jeszcze bardziej przeraża, tym bardziej, ze widzę jasne sygnały prowadzące do zubożenia mojej diety.

      Usuń
    2. I wydaje się, że jest to najlepsze podejście. Jednak mam wątpliwości co do jakości tych sałat i ziół, jakie dostępne są zimą. Czy nie są zanieczyszczone środkami ochrony roślin? Czy nie są przenawożone? Moja papużka falista zdechła po zjedzeniu bazylii, takiej kupionej w sklepie spożywczym, w doniczce. Ale z drugiej strony, nie dajmy się zwariować.

      Usuń
    3. Racja, nie dajmy się zwariować. Chociaż o tej sklepowej bazylii również słyszałam ciekawe historie. Podobno folia, którą zwykle opakowane są doniczki, oraz roślinki, jest nasączona jakimś substancjami mającymi na celu utrzymanie bazylii w doskonałym stanie. Coś w tym może być, gdyż kiedyś, gdy jeden jedyny raz, kupiłam taką bazylię i wyjęłam z folii musiałam się z nią pożegnać w przeciągu dwóch dni.

      Usuń
    4. Hmm, nigdy nie powiązałam tego z folią, ale faktycznie tak jest, że jak folię ściągam, a robię to notorycznie, to jakiejkolwiek zieleniny bym nie miała, to ona po 1-2 dniach pada. A w sklepie przecież stoją i stoją...

      Usuń
    5. Tak jak pisałam, jest to odkrycie zasłyszane, ale bardzo prawdopodobne. Masz rację, ze dotyczy nie tylko bazylii, ale także innych zieleninek w folii.

      Usuń